• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Pierwszy jeniec polskiej marynarki handlowej

Michał Lipka
25 września 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 

W tradycji morskiej przyjęło się, że kapitan statku albo opuszcza go ostatni, albo idzie z nim na dno. Historia, w której kapitan prawie opuścił pokład, po czym jednak na niego wrócił, by dalej walczyć, zdarzyła się w polskiej flocie handlowej tylko jeden raz.



O Żegludze Polskiej S.A. pisaliśmy już niejednokrotnie. W 1938 roku armator zamówił w fińskiej stoczni dwa bliźniacze drobnicowce. Nowe jednostki miały mieć nośność 1010 ton, długość 60 metrów oraz osiągnąć prędkość 10 węzłów. Załoga składała się z 21 marynarzy, a dodatkowo na pokład można było zabrać kilku pasażerów.

Budowa posuwała się dość szybko i obie jednostki niebawem podniosły biało-czerwone bandery. Pierwsza otrzymała nazwę "Oksywie", natomiast drugiej, która dysponowała nieco mniejszą niż zakładana nośnością (972 tony), nadano nazwę "Rozewie".

Armator swoje nowe nabytki przeznaczył do małej żeglugi między portami bałtyckimi, m. in. w Szwecji i Niemczech. Spokojne rejsy przerwała jednak wojna.

W momencie wybuchu wojny m/s "Rozewie", dowodzony przez kapitana żeglugi wielkiej Stanisława Lehra, znajdował się w Sztokholmie. Załoga nawet nie chciała słyszeć o internowaniu i od razu opowiedziała się za przedostaniem się do portów alianckich. Pełen niebezpieczeństw rejs przebiegł spokojnie i statek dotarł do Anglii.

Tu nastąpiła zmiana dowódcy - miejsce kapitana Lehra zajął kapitan Jerzy Lewandowski. Jego droga do Wielkiej Brytanii była niezwykle ciekawa.

Do 13 września 1939 r. pracował w Urzędzie Morskim w Gdyni. Po zwolnieniu ze stanowiska otrzymał zgodę na opuszczenie kraju. Oficer postanowił początkowo dostać się do Szwecji, a następnie do jednego z krajów alianckich. Wraz z kolegą rozpoczął przygotowania do rejsu. Ostatecznie po pokonaniu licznych trudności oraz niemalże cudem unikając aresztowania przez Niemców, na pokładzie niewielkiego jachtu udało mu się przedostać przez hitlerowską blokadę do Szwecji. Po dopłynięciu do Karlskrony Jerzy Lewandowski został jednak aresztowany na przeszło miesiąc za brak paszportu.

Na szczęście w tym czasie Szwedzi byli jeszcze przychyli Polakom. Po załatwieniu formalności i dzięki wstawiennictwu polskiej ambasady, która wydała dokumenty, Lewandowski otrzymał miejsce na m/s "Rozewie". Kapitan dotarł do Wielkiej Brytanii, gdzie niebawem objął dowodzenie tym statkiem.

Początkowo alianci skierowali niewielki statek do krótkich rejsów, głównie do Walii i Francji. Pozorny spokój dość brutalnie został przerwany przez szybko zmieniającą się sytuację militarną. Wobec zbliżającej się klęski, Francja zaczęła zmieniać swe sympatie na proniemieckie. W Paryżu zapadła decyzja, aby internować we francuskich portach wszystkie alianckie statki.

"Rozewie" znajdowało się w tym czasie w Senegalu. Podobnie jak i wcześniej w Szwecji, załoga nie chciała się pogodzić z decyzją o internowaniu i rozpoczęła przygotowania do ucieczki, którą zaplanowano na 5 lipca 1940 roku. Ryzyko było duże - w bezpośrednim sąsiedztwie portu znajdowała się bowiem bateria artylerii nabrzeżnej, a samo wyście z portu było zamknięte.

Szczęście nie opuściło jednak statku i załogi, gdyż udało się bezpiecznie sforsować wszystkie zabezpieczenia w porcie (w tym łańcuch zamykający wejście) i wrócić do Anglii.

Warto zaznaczyć, że "Rozewie" było pierwszym statkiem, który uciekł z portów Francji do Wielkiej Brytanii.

"Rozewie" rozpoczęło teraz żmudą i monotonną służbę konwojową, przemierzając Atlantyk z transportami kauczuku i gumy. W tym czasie był to swoisty raj dla niemieckich łodzi podwodnych. Szczęście jednak nie opuszczało niewielkiego statku, gdyż podczas wszystkich swych rejsów nie był ani razu atakowany przez nieprzyjaciela.

Do czasu...

2 sierpnia 1942 roku statek opuścił port Para i wyruszył w samotny rejs do Nowego Jorku. Początkowo nie różnił się on od innych podróży. Załoga, choć czujna, wierzyła w swą szczęśliwą gwiazdę. Morze było spokojne, a horyzont pusty.

Wszystko zmieniło się 6 sierpnia, kiedy polską jednostkę wypatrzył U-66 pod dowództwem kapitana Markwortha. U-boot wykonał kilka manewrów, po czym wystrzelił torpedy. Trafiła co prawda tylko jedna, ale i ona wystarczyła, by przypieczętować los statku.

Na skutek trafienia od razu zginęło dwóch oficerów pokładowych przebywających w swoich kabinach. Trzeciego, oficera mechanika, nie udało się nigdy odszukać.

"Rozewie" zaczęło szybko przechylać się na burtę, wobec czego kapitan Lewandowski wydał rozkaz opuszczenia jednostki. Załoga szybko zeszła do szalup, a na pokładzie pozostał już tylko kapitan. Dziś możemy się tylko domyślać co nim kierowało, gdy z pokładu spojrzał na spokojne morze i wydał rozkaz załodze działa, by wróciła na "Rozewie". Możemy przypuszczać, że ostatnim strzałem chciał pomścić zagładę swojej jednostki, ale Niemcy nie dali mu takiej szansy. Artylerzyści wraz ze swoim kapitanem czekali na okazję do oddania strzału, aż do czasu, kiedy woda wdarła się na podstawę działa. Wtedy opuścili pokład, a zgodnie z tradycją kapitan Lewandowski uczynił to jako ostatni.

Dopiero wtedy U-66 się wynurzył.

Gdy niemiecki okręt podpłynął do szalup, Polacy spodziewali się najgorszego. Załoga U-66 zażądała jednak tylko, by kapitan polskiej jednostki wszedł na pokład U-boota. Jerzy Lewandowski nie miał wyboru. Gdy tylko wszedł na pokład U-boota ten zanurzył się i tym samym polski oficer stał się pierwszym jeńcem z floty handlowej zatrzymanym przez nieprzyjacielską flotę wojenną.

Po uwięzieniu kapitan został przesłuchany. Niemcy chcieli poznać trasy alianckich konwojów, ale Lewandowski nie zdradził żadnych informacji na ten temat. Dodatkowo jego obecność na pokładzie chyba przyniosła pecha załodze U-boota, gdyż do końca rejsu nie udało się jej zatopić żadnej innej jednostki.

Pozostawiona w szalupach ratunkowych załogi "Rozewia" po czterech dniach została podjęta na pokład jednego z alianckich statków.

Kapitan Jerzy Lewandowski resztę wojny spędził w niemieckim obozie jenieckim. Po wojnie powrócił do pracy na morzu.

U-66 po kilku latach dołączył do "Rozewia" - w maju 1944 został bowiem zatopiony przez amerykańskie samoloty.

Opinie (26) 1 zablokowana

  • Podpisując zdjęcie warto zrobić to dokładnie (3)

    I wymienić przynajmniej najważniejszą i najbardziej barwną spośród widocznych na nim postaci - kpt. ż.w. Eustachego Borkowskiego (stoi pośrodku).
    A bohater dzisiejszej opowiastki, kpt. Lewandowski, jest na fotografii jeszcze jako asystent pokładowy, więc do kapitana "troszku" mu wówczas brakowało.

    • 17 2

    • (2)

      Kolejny maruderów !!! Artykuł dobry i ciekawy a treść podpisu jest prawidłowa ale dlaczego nie będę tłumaczył. Dziekuję za artykuł .

      • 4 2

      • (1)

        Miało być " maruder "

        • 3 0

        • Chyba maruda.
          Maruder to ktoś, kto się spóźnia, zostaje z tyłu, "marudzi". Lub coś - np. statek nie nadążający za konwojem.

          • 3 0

  • "...kapitan prawie opuścił pokład, po czym jednak na niego wrócił..." (2)

    Słowo "PRAWIE" oznacza, że jednak nie opuścił pokładu. Jak więc mógł na niego wrócić?

    • 12 3

    • Już wlazł na drabinkę przy pokładzie, ale jednak się cofnął!

      • 3 1

    • siedział okrakiem na relingu i gibał się na boki

      • 2 0

  • Mało wiemy (1)

    Zawsze pamiętamy i sami jesteśmy informowani o flocie bałtyckiej a co z flotą która pływała po Polskich rzekach.Tam również było wielu bohaterów a i ciekawych akcji było wiele.

    • 8 0

    • O tak... Trzeba zrobić wszystko, aby ocalić te wspomnienia!

      • 2 0

  • Bardzo interesujący artykuł

    W mojej opinii.

    • 6 0

  • coś nie wyszedł ten zapychacz

    "Pełen niebezpieczeństw rejs przebiegł spokojnie"

    • 1 2

  • Fan morskiej historii Polski (2)

    Bardzo ciekawy przypadek. Historia Polskiej Marynarki Handlowej zasługuje na to, aby ja utrwalać i popularyzować. Uważam, że takimi artykułami autor pomaga ocalić ją od całkowitego zapomnienia. Może kiedyś powstanie jakieś większe, książkowe opracowanie?

    • 5 0

    • Książkowe opracowanie jest

      Trzecia torpeda autor Henryk Dyjeta, wiem bo mój dziadek tam był i czasami opowiadał jak było w szalupie ratunkowej.
      Jak ich wyłowili to myśleli że on jest arabem tak miał spieczoną skórę.

      • 0 0

    • Kapitan Lewandowski

      Ta historia i perypetie kapitana Lewandowskiego zostały opisane w jednym z tomików "Żółtego Tygrysa" 9/73 pod tytułem "Trzecia Torpeda" autorstwa Henryka Dyjeta.

      • 0 0

  • To jest ciekawe zdjecie zalogi oficerskiej Kapitana Borkowskiego.

    Kapitan Borkowski - Szaman Morski jak go nazywano wraz ze swoimi oficerami stoi w srodku. Od lewej : III oficer Mikołaj Deppisz, I oficer Edward Sadowski, II oficer Wacław Zagrodzki i asystent pokładowy Jerzy Lewandowski.

    • 4 0

  • A ja mam zal do redaktorów . (2)

    Piszecie : łódz podwodna . Napiszcie teraz ile wioseł ją napędzało . Swoim nazewnictwem obrazacie podwodniaków . Od zawsze są to OKRĘTY PODWODNE !

    • 10 1

    • ejejej....

      Sprawdz sobie terminologie zanim zacznies sie czepiac. Okreslenie lodz podwodna funcjonowalo jeszcze przez dlugi czas po zakonczeniu II wojny

      • 2 1

    • Wcale nie od zawsze, choć nazwa to mniej trwała niż kontrtorpedowiec.

      • 1 0

  • Kapitan naszego staku

    oposcil go pierwszy.

    • 4 1

  • dziwna jednostka. (3)

    Drobnicowiec 60 metrowy 1010 ton nośności co to za konus ? No chyba że szerokość była ze 100 metrów.

    • 0 2

    • Nie wiem co w tym dziwnego? Mały rzygacz, a nośność pasuje do długości całkowitej.

      • 2 0

    • tom niewiedzy (1)

      Po co zabierać głos, jak się nie ma pojęcia o czym się mówi.?

      • 1 0

      • Ale ma "wpisa" i nie ważne, że debilnego

        A tak, to nikt by nie wiedział, że istnieje taki debi....

        • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak nazywa się najsłynniejszy, produkowany w Gdańsku alkohol?

 

Najczęściej czytane