• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Niesforny wojak, co jaśnie pana wyzywał

Paweł Pizuński
22 października 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Żołnierze Armii Cesarskiej na manewrach pod koniec XIX wieku. Żołnierze Armii Cesarskiej na manewrach pod koniec XIX wieku.

Gdyby się okazało że muszkieter faktycznie wypił tego dnia 15 butelek piwa, to sąd potraktowałby to jako okoliczność łagodzącą i nie skazał go na 10 i pół roku więzienia. Ale że wypił tylko sześć butelek...



W Boże Ciało 16 czerwca 1900 r., grubo po południu, trzech podoficerów z 128 regimentu piechoty wyszło sobie na miasto. Mundury wyszczotkowane, buty wypastowane na glanc, czapki aż lśniły w słońcu. Mieli z tym sporo roboty, ale czego się nie robi dla pięknych gdańszczanek.

To właśnie ich wypicowani podoficerowie wypatrywali wśród przechodniów na ulicy, a tu nieopodal domu strzeleckiego Fryderyka Wilhelma kogo zobaczyli? Muszkietera. Szedł trotuarem zataczając się z prawej na lewą stronę. Rozchełstany mundur, brudne buty i mocno zdeformowana czapka. Włosy w nieładzie, kieszenie wypchane, papieros w gębie. Nie było rady. Trzeba było szelmę zatrzymać.

- Znowu się Wawrzonek narąbaliście? - zaczepił go jeden z podoficerów.
- A co? Nie wi...idać? - wybełkotał tamten. Nawet papierosa z gęby nie wyjął.
- Poprawcie mundur żołnierzu! - krzyknął drugi.

Niemiecki muszkieter. To w takim stopniu służył Wawrzonek, dopóki nie został zdegradowany. Niemiecki muszkieter. To w takim stopniu służył Wawrzonek, dopóki nie został zdegradowany.
Tamten nawet się nie wyprężył, jakkolwiek mundur nieco poprawił.

- Macie mi natychmiast wracać do koszar! - rozkazał pierwszy podoficer.
- A gdzie ni...niby ja idę.... - odparł Wawrzonek bezczelnie i zataczając się ruszył dalej.
- Żadnego poszanowania dla starszych szarżą - mruknął trzeci z podoficerów - Dyscypliny trza by go nauczyć.

Chciał żołnierza ponownie zatrzymać, ale pierwszy tylko machnął ręką.

- Daj spokój. To pijak...
- Trza by dopilnować, by poszedł do koszar.
- Oszalałeś? Pijaka będziesz ulicą prowadzał?
- Fakt... - odparł tamten i wszyscy trzej poszli dalej.

* * *


Ze strzelnicy do koszar regimentu piechoty na Górze Gradowej zobacz na mapie Gdańska były dwa kwadranse szybkim marszem, tyle że Wawrzonkowi wcale się nie spieszyło. Po drodze zaliczył kilka dłuższych postojów, jedną sprzeczkę z jegomościem, który go potrącił, parę razy podparł też własnymi plecami ściany domów, które przechylały się niebezpiecznie. W końcu jakoś do koszar dotarł, tyle że na zewnątrz było już ciemno.

Czytaj także: Dawna szkoła wojenna w Gdańsku

Gdy wszedł na kompanię, podoficer dyżurny przywitał go niezbyt miło.

- No to się Wawrzonek doigraliście - warknął - do raportu was podam! Przed sądem postawię!
- A...a niby za co? - czknął tamten w odpowiedzi.
- Już wy wiecie za co. Bez zezwolenia koszary opuściliście...
- Ale wró...wróciłem przecie... - Wawrzonek wzruszył ramionami. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zachwiało nim trochę, więc musiał się podeprzeć.
- Dość dyskusji Wawrzonek! - wrzasnął podoficer. - Jutro kapitan odpowiednio z wami pogada, a teraz do łóżka i spać! - zagrzmiał.

Wawrzonek aż się uśmiechnął. Spać! O niczym innym nie marzył.

Podtrzymując niebezpiecznie przechyloną ścianę ruszył do izby, w której stało jego łóżko, podoficer zaś rozsiadł się na krześle i rozłożył gazetę. Myślał, że teraz będzie już spokój. Myślał, że bez zbędnych komplikacji dotrwa do końca służby i pójdzie spać. Pomylił się! Rwetes w jednej z sal sprawił, że musiał złożyć gazetę.

- Panie gefrajter! - z sali, do której chwilę wcześniej wszedł Wawrzonek, wybiegł jeden ze śpiących tam żołnierzy - ten opój położył się spać w mundurze - zameldował.
- A to ci hultaj! Dajcie mi go tu zaraz... - krzyknął podoficer, ale z krzesła nie wstał i gazety też nie odłożył.

Myślał, że opój przyjdzie potulnie, a rwetes ustanie. Gdzie tam! Nie tylko nie ustał, ale wzmógł się nawet. Teraz z sali wybiegł nie jeden, ale aż trzech żołnierzy.

- Nożem nam grozi.... - krzyknął jeden z nich.
Tego już było za wiele! Podoficer trzasnął gazetą o blat biurka i wstał z krzesła z taką werwą, że aż na metr odskoczyło. Niemal biegiem wpadł do sali. Wawrzonek stał na środku w wymiętoszonym mundurze z nożem w ręce, a wokół niego dziewięciu chłopa w białych, płóciennych kalesonach i takich samych koszulach.

- Dlaczego Wawrzonek jeszcze nie śpicie!? Kazałem wam iść spać... - krzyknął i tamten jakby się uspokoił.
Schował nóż, stanął na szeroko rozstawionych nogach i skrzyżował na piersi ręce. Teraz już nie sprawiał wrażenia pijanego.

- Krzyczą do mnie, a ja głuchy nie jestem - uśmiechnął się bezczelnie.
- Mieliście się Wawrzonek rozebrać.
- A bo to ja dziewka jestem, żeby na komendę łachy zdejmować?
- Nie chcecie się więc rozebrać?
- Ano nie chcę... - odparł Wawrzonek. Momentalnie przybrał groźną postawę, ale po nóż nie sięgnął.
- Więc zwiążcie go - podoficer zwrócił się do tych dziewięciu w kalesonach. Dopiero się zaczęło: osaczony ze wszystkich stron Wawrzonek kopał, wywijał pięściami, walił, tłukł, bił i krzyczał, co mu do głowy przyszło.

Najpierw zwymyślał tym w kalesonach.

- Nicponie, łotry, bękarty.... - wrzeszczał.
Później znieważał podoficerów i oficerów, a dowódcę kompanii w szczególności.

- Świnia, pies, pachołek - sypał obelgami i w końcu nawet najjaśniejszemu panu się dostało.
- Stary hultaj, warchoł, krwiopijca - wykrzyczał jednym tchem, by na koniec, gdy już leżał na łóżku spętany, zawołać jeszcze "Niech żyją socjaldemokraty!".

* * *


Po tym wybryku przełożeni oddali Wawrzonka pod sąd. Twierdzili, że z tak niepoprawnego osobnika wojaka zrobić się nie da, a skoro ten otwarcie przyznawał, że owego dnia ze znajomym zdunem był na zebraniu socjaldemokratów, to i politycznie też był podejrzany. Wszyscy, z dowódcą kompanii na czele, domagali się przykładnej kary, ale obrońcy Wawrzonka wybronili.

- On z pijackiej rodziny pochodzi - twierdzili. - Jego ojciec i kilku jego braci to notoryczni pijacy, dwaj jego wujowie zmarli na delirium, a on sam od wczesnej młodości mocno popijał. Ten człowiek przypuszczalnie jest niepoczytalny... - powtarzali i w końcu sąd skierował Wawrzonka na badania.
Lekarz obserwował go przez miesiąc. Wypytywał o różne sprawy, sprawdził życiorys oraz odruchy warunkowe, prześledził koligacje i w końcu stwierdził, że rzeczywiście, pochodzący z Iławy zdun Wawrzonek w pełni poczytalny nie jest, wypuszczono go więc z aresztu, ale kary nie uniknął.

Zaczęło się, jak tylko wrócił do koszar. Dowódca kompanii kazał wydzielać mu żołd, a na dodatek zakazał wypuszczać z koszar. Tego Wawrzonek znieść nie mógł. 2 grudnia 1900 między godz. 7 a 8 wieczorem, jak gdyby nigdy nic wyszedł z izby, a ponieważ dyżurnego podoficera nawet nie pytał o zgodę, ten natychmiast zameldował o wszystkim sierżantowi.

Sierżant, nie w ciemię bity chłop, wiedział, co się święci.

- Łotr chce zwiać - skonstatował i kazał obstawić główne wyjście. Trzech rosłych piechurów postawił na warcie tak, by nawet mysz się nie wymknęła.
Wawrzonka wkrótce dostrzeżono. Jak gdyby nigdy nic szedł w dół schodami, więc sierżant kazał mu wracać do izby. Wawrzonek wygiął gębę bezczelnie, wpakował ręce do kieszeni spodni, ale posłuchał. Zawrócił znaczy się, ale nie dał za wygraną. Nawet kwadrans nie minął, a już szedł ciemnym korytarzem w stronę jednych z dwóch bocznych drzwi wyjściowych. Sądził, że nikt go nie dostrzeże w tych ciemnościach. Sądził, że jakoś się wymknie. Nic z tego. Sierżant czuwał.

- Tamte drzwi są zamknięte - rzekł, gdy Wawrzonek już łapał za klamkę.
Sierżant sądził już, że nicpoń da sobie spokój i pójdzie wreszcie spać. Nic z tego. Wawrzonek łypnął na niego okiem, sięgnął po broń przyboczną, którą zwykł nosić w prawym bucie i dalej pędem w stronę głównego wyjścia. Sądził, że się przedrze. Sądził, że powali tych trzech na straży, ale nic z tego. Pierwszy odskoczył, gdy Wawrzonek chciał zdzielić go rączką bagnetu, drugi zaś wprawdzie dostał w nos, ale tylko lekko, bo trzeci w porę złapał Wawrzonka za ramię. W końcu obezwładnili napastnika.

- Zaprowadźcie tego durnia do izby. - nakazał sierżant, a ponieważ dureń po dobroci iść nie chciał, więc go czterech do izby zaniosło.
Wawrzonek bronił się: kopał, bił, walił i wierzgał, a gdy go w końcu związano, wszystkich zaczął wyzywać, a sierżantowi groził nawet śmiercią.

- Już nie żyjesz stary capie - wrzeszczał i przeklinał.

***


To Wilhelma II, cesarza Niemiec oraz króla Prus, panującego  latach 1888-1918, muszkieter Wawrzonek nazwał "pętakiem, łotrem i kanalią". To Wilhelma II, cesarza Niemiec oraz króla Prus, panującego  latach 1888-1918, muszkieter Wawrzonek nazwał "pętakiem, łotrem i kanalią".
- Oskarżony nawet najjaśniejszego pana zwymyślał - twierdził reprezentujący oskarżenie radca Tessner podczas rozprawy przed sądem wojennym w dniu 16 lipca 1901 r.
- Co powiedział? - zapytywał przewodniczący sądu, major Noeldechen z 5 regimentu grenadierów.
- Publicznie nie godzi się tego powtarzać - odrzekł Tessner, wyproszono więc z sali publiczność.
- Najjaśniejszego pana nazwał pętakiem, łotrem i kanalią - wyjawił, gdy postronni już wyszli z sali - Dodam, że to najłagodniejsze określenia.
- Może więc oskarżony rzeczywiście jest socjaldemokratą, albo, co gorsza, anarchistą? - Noeldechen aż się wzdrygnął.
- Taki z niego socjaldemokrata, jak ze mnie biskup - uśmiechnął się obrońca oskarżonego, adwokat Wessel - To pijak, wysoki sądzie. Wtedy, 2 grudnia, też był pijany.
- Dużo wypił?
- 15 butelek piwa, sześć lub nawet osiem szklanek sznapsu i denaturatu za 5 fenigów w kantynie - stwierdził oskarżony.

Sprawdzono, ale nie potwierdziło się. Prowadząca kantynę pani Klara powiedziała, że Wawrzonek wypił nie więcej niż sześć butelek piwa, a na dodatek okazało się jeszcze, że tego samego dnia po południu oskarżony pomagał koledze napisać list do rodziny. Nie mógł więc być taki pijany.

Sąd nie miał więc wątpliwości, że obelgi Wawrzonek miotał na trzeźwo, a więc świadomie. Żołnierz został więc zdegradowany do drugiej klasy stanu rycerskiego oraz skazany na 10 i pół roku więzienia.

Czytaj także: Tysiące jeńców wojennych we Wrzeszczu. Największa akcja propagandowa w Gdańsku

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (22) 2 zablokowane

  • "denaturatu za 5 fenigów w kantynie" (3)

    Z tym to już chyba autor się nieco zagalopował.

    • 9 6

    • (2)

      spirytusu drzewnego zwanego denaturatem. Jeszcze go wtedy nie zatruwali i nie kolorowali.

      • 17 3

      • O!

        I to jest rzeczowa podpowiedź. Dzięki. Na zdrowie!

        • 14 2

      • Spirytus drzewny? Co ty bredzisz?

        Spirytus drzewny to alkohol metylowy jest silną trucizną, 8-10 gramów powoduje ślepotę, 12-20 gramów śmierć.

        • 2 0

  • Bardzo dziękuję za fajny tekst ! Oby więcej !

    • 24 0

  • Bardzo fajnie się czyta

    Jak dobra powieść kryminalna. Szkoda, że książek do historii w szkołach tak nie piszą.

    • 17 1

  • historia się powtarza

    jak nie po piwie to po marihuanie, albo chociaż pomroczność

    • 10 0

  • Szwejk się kłania....

    kto nie czytał - koniecznie. Haszek jest wiecznie żywy, bo i wojny bez sensu, i zawsze się znajdzie "najjaśniejszy pan" którego można obśmiać

    • 16 0

  • Coś nie tak (2)

    1. Żołnierz,. co wynika z tekstu, nie zwymyślał jakiegoś jaśnie pana, a Najjaśniejszego Pana, a to kolosalna różnica. Historyk powinien to wiedzieć.
    2. To w armii Wilusia służyli muszkieterowie???

    • 7 2

    • służyli ;) (1)

      Takie stopnie były w korpusie szeregowych piechoty Armii Cesarstwa Niemieckiego: Muskieter, Füsilier, Grenadier, Jäger, Gardist, Infanterist, Soldat, Pionier

      pl.wikipedia.org/wiki/Armia_Cesarstwa_Niemieckiego

      • 7 0

      • Aha, dzięki.

        • 4 1

  • gloryfikowanie zbrodnarzy wojennych jest zakazane (1)

    a tym właśnie jest opublikowanie tego " łotra kanaliii bękarta" w cesarskim mundurze

    • 2 16

    • bufetowa kłamała

      nie chciała ujawniać że sprzedawała w bufecie własne napitki / bez akcyzy/ i stad zaniżenie ilości wypitego alkoholu bo tylko tyle wykazała na kasie
      Sswiat się nie zmienia a ludzie też są tacy sami

      • 12 1

  • 6 piw i trzeźwy

    A teraz to człowiek 1 wypije i już bo pijakiem nazywają... i mandaty wlepiaja...
    A tak na serio to dobry ten tekst. Czekam na kolejne artykuły.

    • 18 0

  • fantazja rozpiera autora (4)

    w pruskiej armi dostal by ten wawrzonek od oficera szpicruta w pysk i zalal by sie krwia potem w rynsztunku przeczolgano by go po placu cwiczen az by sie porobil , w pruskiej armii to byl porzadek , gdyby pozwolic na taki cyrk to armia by sie rozwszla do domow

    • 5 3

    • fantazja rozpiera autora (1)

      dziadek byl z wolnego miasta gdansk byl w wermachcie i mowil ze zolnierz bardziej bali sie podoficera jak wroga , gdy szli do szturmu ,a podoficer kazal wybiec i rzucic granatem to nie bylo opcji odmowy , oficer wyciagal lugera i rozwalal delikwenta na miejscu , za tchurzostwo w obliczu wroga , natomiast za zlikwidowanie granatek karabinu maszynowego byl krzyz zelazny

      • 4 1

      • ...

        Najczesciej posmiertnie przyznawany...

        • 8 0

    • Otóż to

      Już stary Fryc zwykł mawiać że żołnierz powinien się bać swojego dowódcy bardziej niż wroga. Wawrzonkowi się udało gdyby urodził się trochę wcześniej pewnie trafił by na pole bitwy pod Sadową (1866) gdzie Polacy z Poznańskiego masakrowali Polaków z Galicji. Nie udało mu się też z racji póżnego urodzenia trafić na pole bitwy pod Sedanem (1870} i walczyć z tymi przeklętymi Die Franzosen razem z Bartoszem Zwycięzcą.
      Ale nic straconego. Przed nim Wielka Wojna i dowodzony przez Kronprica Wilusia szlachtunek pod Verdun (1916), bitwie której jedynym celem było zabicie jak największej liczby Francuzów.

      • 3 0

    • Fantazja?

      Zachowała się dokładna relacja z procesu Wawrzonka. Opowiadanie powstało na jej podstawie.

      • 3 0

  • Panie Autor (1)

    Kiedy pojawi się zestaw tych opowieści do pobrania w pdf?
    Czekamy na wydanie w jednej formie wszystkich dotychczasowych prac. Świetnie się to czyta.

    • 5 0

    • Kontynuacja

      Dziękując za słowa uznania pragnę Pana/Panią poinformować, że jestem w tracie pisania książki, która będzie zbiorem historii kryminalno-sądowych o dawnym Gdańsku. Zbiór składać się będzie z najciekawszych moim zdaniem historii kryminalnych, jakie udało mi się zebrać w trakcie studiowania relacji z gdańskich procesów sądowych. Jest zatem opowieść o treserze niedźwiedzi, który przybył do Gdańska ze Słowenii i popadł w konflikt z prawem, jest opowieść o szajce złodziei diamentów i historia kieszonkowca, który próbował okraść chińskiego księcia w hotelu Danziger Hof. Będzie o niecodziennych kradzieżach i oszustwach, o bójce na noże w teatrze i o zabójstwie na sali sądowej. Pozdrawiam serdecznie.

      • 4 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Majówka z Twierdzą Wisłoujście

35 zł
w plenerze, wykład / prezentacja, warsztaty, pokaz

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Syn jakiego króla urodził się w Gdańsku?

 

Najczęściej czytane