• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jak "Chorzów" ratował wawelskie skarby

Michał Lipka
27 grudnia 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
S/S Chorzów. Gdyby nie wojna, byłby statkiem, jakich wiele. Ale to właśnie na jego pokładzie wywieziono w 1940 r. z Francji do Anglii skarby Wawelu. S/S Chorzów. Gdyby nie wojna, byłby statkiem, jakich wiele. Ale to właśnie na jego pokładzie wywieziono w 1940 r. z Francji do Anglii skarby Wawelu.

17 stycznia będziemy świętować 56. rocznicę powrotu z Kanady do Polski części skarbów wawelskich, wywiezionych z Krakowa już po wybuchu wojny. Wśród nich znalazły się m. in. insygnia królewskie (w tym Szczerbiec) oraz arrasy z XVI wieku. Historia ich ewakuacji z ogarniętego wojną kraju, a następnie ich powrót mogłyby służyć za scenariusz niejednego filmu sensacyjnego, a jedną z ról odegrałby niewielki statek s/s "Chorzów", którego dzieje są niezwykle ciekawe.



Ale zacznijmy od statków, a nie od skarbów kultury.

Praktycznie od samego początku swego istnienia, czyli od 1926 roku, Żegluga Polska regularnie zwiększała tonaż swoich statków. Jej przedstawiciele podróżowali po portach całego świata w poszukiwaniu jednostek, które mogłyby zasilić flotę armatora. Któregoś razu natrafiono na duńską "Helgę". Była ona 69-metrowym parowcem o nośności 1350 ton, zbudowanym w 1921 roku w Holandii. Jednostka mogła pływać z niską prędkością 7 - 8 węzłów. Załoga składała się z 21 oficerów i marynarzy.

Po sfinalizowaniu transakcji w 1930 roku, statek zmienił właściciela i odtąd stał się już polskim s/s "Chorzów". Początkowo skierowano go do obsługi nowo otwartej linii bałtyckiej, łączącej porty w Gdyni, Gdańsku, Rydze, Tallinie i Helsinkach. Następnie rozpoczął rejsy w trampingu, czyli nieregularnej żegludze bez stałej linii, wykonując spływające na bieżąco zlecenia.

"Chorzów" zapewne niczym szczególnym by się nie wyróżnił, gdyby nie wybuch II wojny światowej.

Wybuch wojny zastał statek w szwedzkim Göteborgu. Kapitan Hilary Mikosza wraz z dowódcami innych cumujących tam polskich statków, wspólnie zastanawiał się nad podjęciem dalszych kroków. Wszyscy otrzymali bowiem dość zagadkowe polecenie z Warszawy. Według niego mieli "iść na północ, a następnie na zachód".

Gdy trwały gorączkowe narady nad interpretacją tego zalecenia, do załóg dotarła kolejna informacja, że w Londynie powstał departament żeglugi, któremu miały zostać podporządkowane wszystkie polskie statki. Wtedy część marynarzy uznała, że nie podporządkuje się nowej instytucji i opuściła pokłady swoich statków. Na szczęście braki szybko uzupełniono słuchaczami Szkoły Morskiej, znajdującymi się w tym czasie na pokładzie "Daru Pomorza".

Ostatecznie zdecydowano, że wszystkie polskie jednostki cumujące w Göteborgu wypłyną na początku października do Anglii. 3 października pięć statków ("Chorzów", "Robur IV", "Kromań", "Narocz" i "Wilno") w eskorcie szwedzkiego torpedowca, opuściło Göteborg. Po wpłynięciu na norweskie wody terytorialne, pieczę nad polskimi jednostkami przejął norweski okręt. Eskorta była niezbędna, gdyż niebawem na horyzoncie pojawiły się niemieckie kutry torpedowe, które jednak widząc norweski okręt nie zdecydowały się na atak.
HMS Mohawk został uszkodzony podczas konwojowania Chorzowa i innych polskich statków z Bergen do Wielkiej Brytanii. HMS Mohawk został uszkodzony podczas konwojowania Chorzowa i innych polskich statków z Bergen do Wielkiej Brytanii.

14 października rozpoczął się drugi etap rejsu - z Bergen do Rosyth w Anglii. W tym czasie statkom towarzyszyła już eskorta złożona z okrętów Royal Navy. Gdy konwój znajdował się niedaleko portu przeznaczenia, niemiecki bombowiec zaatakował brytyjski niszczyciel HMS "Mohawk", towarzyszący polskim statkom. Choć na niszczycielu byli zabici i ranni, wszystkie jednostki pod biało-czerwoną banderą, które opuściły szwedzki Göteborg, bezpiecznie dotarły do Anglii.

W czasie gdy wciąż ważyły się losy "Chorzowa", w Polsce trwała zupełnie inna akcja. W pierwszych dniach września zapadła decyzja, by ratować skarby narodowe z Zamku Królewskiego na Wawelu. Nad transportem czuwali kustosze Wawelu: dr Stanisław Świerz-ZalewskiAleksander Krzywda-Podolski. Skrzynie z zabytkami najpierw przewieziono Wisłą do Sandomierza, a stamtąd lądem na granicę polsko-rumuńską. Po dotarciu transportu do Bukaresztu skarby zostały zdeponowane w brytyjskiej placówce dyplomatycznej. Stąd wyruszyły na pokładzie statku do Marsylii i to we Francji miały bezpiecznie przeczekać wojnę. Jednak po ataku Niemiec na ten kraj, zdecydowano o wysłaniu skarbów Wawelu do Wielkiej Brytanii.
Fragment jednej z sal Zamku Królewskiego na Wawelu. Na ścianie widnieje arras jagielloński przedstawiający scenę biblijną: "Bóg Ojciec rozmawiający z Noem". Zdjęcie z lat 30. XX wieku. Fragment jednej z sal Zamku Królewskiego na Wawelu. Na ścianie widnieje arras jagielloński przedstawiający scenę biblijną: "Bóg Ojciec rozmawiający z Noem". Zdjęcie z lat 30. XX wieku.

I w tym momencie spotykamy ponownie naszego bohatera, czyli s/s "Chorzów".

Jednostka cumowała wówczas w Bordeaux, które odwiedziła w ramach wykonywania rejsów między Anglią i Francją. Gdy kapitulacja tej ostatniej stawała się coraz bardziej realna, podjęto decyzję o ewakuowaniu z tego kraju jak największej liczby polskich obywateli. Polecenie zostało wydane, jednak z jego realizacją było znacznie gorzej. Francuskie władze zaczęły piętrzyć trudności, brakowało dokerów, którzy mogliby załadować statek, skorumpowani urzędnicy domagali się łapówek.

Gdy kapitanowi Zygmuntowi Górze, który wówczas dowodził "Chorzowem" udało się wreszcie przełamać wszystkie bariery, otrzymał polecenie zabrania na pokład, obok znacznej liczby uchodźców, także ponad 70 skrzyń zawierających skarby Wawelu oraz Muzeum Narodowego w Warszawie.

Tak wspominał to Karol Estreicher, ówczesny sekretarz Władysława Sikorskiego, który od sierpnia przygotowywał skarby polskiej kultury do ewakuacji z kraju.

"Dopadam p. Górę, kapitana 'Chorzowa'. Mówię mu, co mam za ładunek, jakie ceny. Góra zalany mówi: "All right, zabieram". O 4-tej po południu migiem załadowane już wszystko. Jakaś łapóweczka celnikom francuskim. Szczerbiec wyjęty i opakowany jest koło mnie. Na arrasach śpimy we trzech."
Karol Estreicher - to jemu udało się umieścić skarb z Wawelu na pokładzie "Chorzowa". Po wojnie to on odzyskiwał utracone polskie skarby kultury. Karol Estreicher - to jemu udało się umieścić skarb z Wawelu na pokładzie "Chorzowa". Po wojnie to on odzyskiwał utracone polskie skarby kultury.

Przygotowania do wypłynięcia na tyle się przeciągnęły, że "Chorzów" opuścił Bordeaux niemalże w ostatniej chwili - 20 czerwca 1940 r., czyli na dwa dni przed kapitulacją Francji.

Sytuacja na pokładzie była trudna, bo "Chorzów" nie był przystosowany do przewozu pasażerów, których teraz miał prawie 200, a wśród nich m.in. Antoniego Słonimskiego. Radiostacja nie działała, nie było uzbrojenia, a łodzi ratunkowych było zdecydowanie za mało.

Groza wojny dała o sobie znać już przy wychodzeniu z portu, kiedy to przebywające na redzie statki zostały zaatakowane przez niemieckie lotnictwo. Na szczęście polski statek uniknął jakichkolwiek trafień i bezpiecznie dopłynął do Wielkiej Brytanii.

Wawelskie skarby w niedługim czasie odbyły jeszcze jedną podróż - tym razem na pokładzie "Batorego" wyruszyły w rejs do Ottawy, gdzie ostatecznie spokojnie doczekały końca wojny.

"Chorzów" po tych wydarzeniach wrócił do wojennej służby. Zanim to jednak nastąpiło, kapitan Góra, pierwszy oficer Eustachy Wiśniowski oraz jeszcze kilku oficerów i marynarzy odebrało odznaczenia za bezpieczną ewakuację skarbów narodowych.

W kolejnych latach "Chorzów" odbył wiele rejsów, ale jednymi z najważniejszych były te do Islandii po... zapasy ryb. Jak wiadomo sytuacja gospodarcza Wielkiej Brytanii pogarszała się z każdym dniem wojny i kraj był zależny od transportów żywności na wyspę. "Chorzów" dostarczał żywność przez kolejne lata. W 1944 r., pod nowym dowództwem kapitana Jerzego Nierojewskiego, statek wziął udział w inwazji na Normandię.

Szczęśliwa passa skończyła się w nocy z 17 na 18 grudnia 1944 roku. "Chorzów" stał na kotwicy, czekając na wprowadzenie do portu, kiedy niespodziewanie rozszalał się sztorm. W krótkim czasie zerwał się jeden z łańcuchów kotwicznych. Mimo starań załogi statek ostatecznie osiadł na mieliźnie zaledwie 200 metrów od brzegu. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że załoga bezpiecznie zdążyła się ewakuować i nikt z niej nie zginął.

Osadzony na mieliźnie "Chorzów" niszczał i przez wiele miesięcy nie wiedziano, co z nim zrobić.

Rozwiązanie znalazło się już po zakończeniu działań wojennych. Wrak kupił jeden z polskich armatorów - Wincenty Bartosiak, który wydobył jednostkę i ją wyremontował. Następnie, już nie jako "Chorzów", a "Stella Maris", statek odbył szereg rejsów, aż ostatecznie w 1953 roku spotkał swój kres na skałach u wybrzeży Brazylii.

Po zakończeniu wojny Polska rozpoczęła starania o odzyskanie wywiezionych do Kanady skarbów narodowych z Wawelu. W wyniku licznych sporów i politycznych zawirowań udało się to osiągnąć dopiero w 1961 r. Narodowe skarby z Wawelu wróciły do kraju na pokładzie statku "Krynica".

Opinie (10)

  • A nie można było pomyśleć o ewakuacji skarbów przed wybuchem wojny? (3)

    Najpierw politycy machali szabelką, a potem sobie uciekli i zostawili państwo samo sobie.

    "W pierwszych dniach września zapadła decyzja, by ratować skarby narodowe z Zamku Królewskiego na Wawelu." - masakra, to samo ze złotem w Warszawie. Przecież to że wojna wybuchnie było pewne już parę miesięcy wcześniej. Mogli takie rzeczy robić na długo przed wojną.

    Czy w tym kraju zawsze wszystko musi być improwizowane?

    • 17 10

    • rządy prawicy zawsze tak sie kończyły (1)

      Prawica to Nic kostruktywnego...

      • 3 3

      • Lewaki to jednak młotki...

        • 0 2

    • Błąd

      31 sierpnia 1939 nikt nie był pewien, że wybuchnie wojna, radzę czytać pamiętniki.

      • 0 0

  • Bardzo ciekawa opowieść

    Rzeczywiście historia "Chorzowa" w kontekście operacji ratowania Skarbów Narodowych dramatyczna. Nowa wiedza o Polskiej Marynarce międzywojennej.

    • 6 2

  • Panie Michale

    Historia ciekawa lecz precyzyjnie było by napisać że Rosyth znajduje się w Szkocji nie e Anglii. Pozdrawiam.

    • 9 1

  • Świetny artykuł

    I można dowiedzieć się czegoś nowego o naszej historii.

    • 2 2

  • Nazwa statku nieadekwatna do dokonanych czynów.

    • 3 1

  • Czy ktoś wie, dlaczego

    Policja uważa szczerbiec za symbol faszystów i czemu go zakazują?

    • 3 4

  • sprostowanie

    Skarby z Wawelu zostały przewiezione z Krakowa do Mięćmierza pod Kazimierzem Dolnym a nie do Sandomierza. (proszę to sprostować WAŻNE.)

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Katalog.trojmiasto.pl - Muzea

Sprawdź się

Sprawdź się

W Oksywskiej Bazie Lotnictwa Morskiego w Babich Dołach, na co dzień stacjonują:

 

Najczęściej czytane