• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ballada o zaciętych córkach, urażonym kochanku i zimnym mordercy

Tomasz Kot
13 marca 2014 (artykuł sprzed 10 lat) 

Dlaczego po 1945 r. niektórzy stawali się patronami ulic czy zakładów pracy, a inni, którzy ginęli w podobnych okolicznościach, popadali w zapomnienie? Bo znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, a ich śmierć nikomu nie była potrzebna. Tak stało się z Józefem Marianem Ornakiem.



Józef Marian Ornak był kierownikiem zakładów stolarskich przy ulicy Łąkowej w Gdańsku. 39-letni mężczyzna mieszkał z trzema córkami: 16-letnia Ireną, 17-letnią Krystyną i 18-letnią Wandą. Ten członek Polskiej Partii Robotniczej i sekretarz zakładowej organizacji partyjnej prowadził bujne życie erotyczne, które nieco komplikowało jego życie rodzinne.

Na początku roku 1947 r. postanowił, że zamieszka u kochanki, porzucając mieszkanie z córkami, którymi przestał się interesować. Tym bardziej, że już wcześniej jego stosunki z latoroślami nie były najlepsze. Ornak próbował trzymać swoje córki żelazną ręką, przeszkadzały mu w tym jednak romanse i alkohol. Liczne awantury domowe przeplatane były okresowymi wyprowadzkami Ornaka z domu, owocującymi kompletną obojętnością i obcością w relacjach rodzinnych.

W marcu Ornakowi znudziła się kochanka i postanowił wrócić na łono rodziny. Oznajmił to córkom 7 marca 1947 r., kiedy ok. godz. 21 zjawił się z teczką w ręku i płaszczem przewieszonym przez ramię na progu swojego mieszkania przy ul. Dolne Rybaki zobacz na mapie Gdańska.

W domu oprócz córek przebywał wówczas także narzeczony Krystyny - Roman Szczypalski, pracownik Akademii Medycznej, uczący się w liceum dla dorosłych. Krystyna poznała go właśnie w Akademii, gdzie pracowała jako salowa.

Pod wrażeniem oświadczenia seniora rodu, Krystyna z narzeczonym postanowili uczcić powrót taty. Na stole pojawiły się dwie półlitrówki wódki, a wymieniona wyżej trójka rozpoczęła libację. Nie uczestniczyły w niej Wanda i Irena, które poszły spać.

Po wypiciu litra wódki uczestnicy popijawy stwierdzili: "Mało!" Szczypalski poszedł do pobliskiego sklepu po następne dwie flaszki. Starał się przypodobać przyszłemu - jak myślał - teściowi i porozmawiać z nim.

Po tym, jak czwarta flaszka została opróżniona, Roman nabrał rezonu i zasugerował Józefowi Ornakowi, że ten powinien pomóc finansowo Krystynie i jemu w rozpoczęciu nowego życia. Ornak skwitował wynurzenia młodego mężczyzny wybuchem śmiechu i wiązanką wyzwisk pod jego adresem.

- Nie będziesz mężem Krystyny. Nigdy. Słyszysz. Nigdy! - wrzeszczał Ornak
- Ale, ale... Niby dlaczego? - Szczypalski wpatrywał się tępo w Ornaka.
- Mam dla niej lepszego kandydata. Wynoś się stąd chłystku, wynocha! - ryczał pijany Ornak i dla poparcia swoich słów zaczął szarpać młodego mężczyznę za ubranie.

Po chwili szarpali się już obaj. Szczypalski odpychał Ornaka, ten okładał go pięściami gdzie popadnie. Młody człowiek upadł, podniósł się i chwiejnym krokiem uciekł z mieszkania, złorzecząc niedoszłemu teściowi i zapowiadając zemstę.

Ornak wrócił do stołu i zaczął przysypiać. Krystyna zaprowadziła go do jego pokoju, zdjęła buty i marynarkę, pomogła położyć się na łóżku. Po chwili ojciec zasnął głębokim, pijackim snem.

Zemsta z drugiej ręki

Rozczarowany i roztrzęsiony Roman ostatnim tramwajem dojechał do przystanku przy Akademii Medycznej, gdzie mieszkał. Wpadł do mieszkania i rozgorączkowany obudził swojego brata Albina, który od pewnego czasu pomieszkiwał u młodszego brata. Miał powód, bo był poszukiwany za napady i rabunki. Został złapany i skazany na osiem lat więzienia, ale uciekł zza krat.

Roman zażądał pomocy i zemsty. Albin ubrał się i obaj wyszli w noc. Poszli piechotą w kierunku śródmieścia, potem skręcili w stronę Rybaków Dolnych. Przez całą drogę nie rozmawiali ze sobą.

Gdy doszli do mieszkania Ornaka, otworzyła im zaspana Krystyna. Roman poszedł z narzeczoną do pokoju sióstr, a  Albin wszedł do pokoju ojca. Zapalił światło, zobaczył Ornaka śpiącego na podłodze. W pijanym śnie niedoszły teść jego brata spadł z łóżka.

Albin podszedł do leżącego, z kieszeni wyjął składany nóż. Był leworęczny, więc prawą ręką oparł się o stół, a lewą wykonał cięcie na szyi śpiącego. Potem drugie i trzecie. Ornak umarł we śnie, nawet się nie obudził.

Albin wytarł nóż o spodnie konającego, złożył go i schował do kieszeni. Potem poszedł do pokoju sióstr. Widząc pytające spojrzenia Krystyny, Romana i pozostałych sióstr, rzucił w ich kierunku: - Wasze męczarnie już się skończyły.

Cała piątka ustaliła wspólną wersję wydarzeń. Bracia wyszli, a Krystyna odczekała kilka godzin i poszła zawiadomić milicję o śmierci ojca.

Na komendzie Krystyna Ornak opowiedziała historię o tym, że w libacji brał udział jeszcze niejaki Wacek, młodzieniec w mundurze, który co prawda opuścił mieszkanie po wypiciu alkoholu, ale tylko po to, aby później wrócić na czele czteroosobowej bandy, która sterroryzowała Ornaków i zamordowała seniora rodu.

Dziewczyna chętnie tłumaczyła, jaki to ojciec był konfliktowy: miał zatarg z byłym wspólnikiem, z którym prowadził sklep spożywczy. Jej zdaniem był też solą w oku "bandytów z Narodowych Sił Zbrojnych", którym przeszkadzała jego aktywność jako działacza w PPR.

Milicjanci przesłuchali wszystkie siostry i młodszego Szczypalskiego. Szybko wychwycili jednak istotne sprzeczności w zeznaniach Krystyny i Romana. On stwierdził, że po imprezie narzeczona spędziła noc u niego. Ona stanowczo temu zaprzeczała. Wzięta w krzyżowy ogień pytań załamała się i wyjawiła prawdę.

Siostry i Roman zostali aresztowani, trwały za to poszukiwania Albina, który, czując pismo nosem, już następnego dnia po morderstwie opuścił mieszkanie brata. Uciekł do swojej przyjaciółki na Żuławy, gdzie milicjanci znaleźli go po tygodniu. Przyznał się do wszystkiego, to właśnie dzięki jego zeznaniom znamy prawdziwą wersję tej historii.

W gruncie rzeczy oskarżeni mieli szczęście. Ich proces nie odbył się w trybie doraźnym, lecz dopiero po kilku miesiącach - 27 stycznia 1948 r. wspólnicy zbrodni stanęli przed Sądem Okręgowym w Gdańsku. Prokurator zażądał kary śmierci dla Albina i 15 lat pozbawienia wolności dla jego brata. Co do sióstr Ornakówien decyzję w sprawie kary dla nich pozostawił sądowi.

Proces był wydarzeniem medialnym. Ludzie tłoczyli się w sądowych korytarzach, bo dostać się do sali. Tym bardziej, że nie brakuje dodatkowych elementów dramaturgii. Najstarsza z sióstr, Wanda, siedziała na ławie oskarżonych z trzytygodniowym dzieckiem na ręku.

Ostatecznie Albin został skazany na dożywocie, Roman otrzymał karę ośmiu lat więzienia. Krystyna otrzymała karę roku więzienia w zawieszeniu, Wanda - sześciu miesięcy, również w zawieszeniu. Najmłodsza, Irena, otrzymuje od sądu jedynie upomnienie.

Nazwiska uczestników wydarzeń zostały zmienione.

Opinie (9) 1 zablokowana

  • Ot, cała PPR (Płatne Pachołki Rosji)... (2)

    Pijacy, złodzieje, niziny społeczne, męty - patologia, która rządziła dzięki sowieckim bagnetom. Uzyskali "awans społeczny", podostawali tytuły naukowe za miłość do ZSRS, spłodzili dzieci, które dzięki ich koneksjom objęły lukratywne posadki i stały się "autorytetami" kreowanymi przez "Wyborczą"... Cała genealogia "resortowych dzieci", które rękami, nogami, piórami i gębami bronią tego chorego układu, który nie został rozliczony.

    • 31 12

    • Na przykład : Wincenty Kraśko - dziadek obecnego "redaktora" Piotra Kraśki....

      • 10 2

    • Góry społeczne..

      stwarzały pozory przed wojną, tzw wyższe warstwy, elita, wartości moralne itd.
      Kiedy wybuchła wojna spakowali swoje wartości i wypiep..rzali w podskokach przez Zaleszczyki na emigrację.
      W kraju zostały te męty społeczne na mięso armatnie.

      • 1 2

  • a za naszych czasów... (3)

    A dziś ci 80cio, 90ciolatkowie opowiadają bajeczki o dawnej moralności, praworządności i dobrym wychowaniu. Kłują ich w oczy dżendery, wolne związki, luz i swoboda obyczajowa. Za ich czasów przecież tego nie było... Nie?

    • 14 10

    • NIe. Za ich czasów gruby facet w sukience nie chodził po sejmie. (2)

      • 20 3

      • za to miliony ludzi wyrzynały się na potegę nie patrzązc na spodnie czy sukienki

        • 2 3

      • Sukienki u facetów w Polsce to norma!

        Po Polsce tysiące mężczyzn chodzi w sukienkach, i to już od setek lat, żeby to jeszcze jakieś różowe, gdzie tam, upodobali sobie kolor żałobny.

        • 1 1

  • "Smierc frajerom"

    • 1 5

  • Samo życie...

    przynależność do partii, związków to jedno, natura ludzka to drugie i nie ma nic wspólnego z przynależnością, która jedynie stwarza możliwość wykorzystania swojej pozycji do niecnych celów.
    Człowiek chcąc się zaprezentować będzie udawał, stwarzał pozory, może nawet chciał być lepszy, niestety po pewnym czasie zmęczony powróci do swojej mentalności.
    Dzisiejsi politycy też mają swoje za kołnierzem, czasem różne grzeszki wypływają tylko są na miarę naszych czasów.
    Nie zmienia się jedno, ciągoty do wódy, kasy i du..
    Tylko ten nagłówek, artykułu, ciągle fobie na temat przeszłości, partii.
    Takie były czasy, była jednie słuszna partia, byli potrzebni członkowi a jakie społeczeństwo, tacy członkowie.
    Ciekawe czy gdyby po wojnie w naszym kraju była swoboda partyjna jak dziś, to czy odbudowano by chociaż część kraju.

    • 3 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak nazywał się hotel widoczny na zdjęciu?

 

Najczęściej czytane