• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

1936 r.: Śnieg na ulicach i śnieg na twarzy

Jarosław Kus
2 grudnia 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat "Tu mówi stacja wolnościowa Gdańsk"

Osiemdziesiąt lat temu pierwszy śnieg spadł w Gdyni jeszcze w listopadzie. Wprawdzie prószył już tydzień wcześniej, ale pierwszy "poważniejszy" opad - jak doniosła "Gazeta Gdańska" z 1 grudnia 1936 r. - miał miejsce w niedzielę (tj. 29 listopada) wieczorem.



Śnieg (a nie był to "śnieg tatrzański"...) poleżał jednak tylko do poniedziałkowego poranka, "po czym już zaczął topnieć, tworząc niemiłe błotko".

Ale w międzyczasie były chwile, że "mróz dochodził już nawet do czterech stopni", a wtedy rozpoczynał się "okres przyjemnego używania dla łyżwiarzy i saneczkarzy".

Dla jednych przyjemny, dla innych był niestety "przykrym okresem gołoledzi". Chodniki i jezdnie stawały się wówczas niebezpiecznymi pułapkami dla przechodniów, zmuszonych do zachowania ostrożności "aby nie upaść i aby przy tym, jak to się niestety rok rocznie u nas zdarza, nie złamać sobie nogi lub ręki". Niestety, właściciele nieruchomości nie zawsze kwapili się do tego, by - "zgodnie z przepisami" - posypywać chodniki piaskiem...

Sytuacji nie poprawiały "te wszystkie niesforne dzieci, które "idąc" chodnikiem "musiały" koniecznie ślizgać się, robiąc z bruku niebezpieczną taflę lodową". Na efekty nie trzeba było zbyt długo czekać: "dzieci z chodnika zrobiły ślizgawkę" i już "w parę minut później przechodząca przez tę część ulicy staruszka, przewróciła się, fatalnie przy tym się tłukąc". Pierwszą, odnotowaną z nazwiska, ofiarą "ślizgawicy" był Władysław Maciejowski, pracownik Miejskich Zakładów Wodociągów i Kanalizacji.

Gazeta donosiła z Gdańska, że "wreszcie zima zawitała również na Ziemię Gdańską".

Gdańszczanie nie chcąc - wzorem gdynian - ślizgać się po chodnikach, "stworzyli ślizgawkę" przy Hali Sportowej, sprawiając radość wszystkim "miłośnikom sportu łyżwiarskiego".

Niewielkie mrozy panujące wówczas na Wybrzeżu nie wpłynęły w sposób znaczący na "ciepłotę morza na Kaszubach" - "pod przylądkiem rozewskim" woda miała temperaturę trzech stopni.

Na lądzie natomiast, podobnie jak w Gdyni i Gdańsku, było minus cztery stopnie. Na drogach i szosach panowała gołoledź - "szata śnieżna wszędzie bardzo nikła".

Jeśli zdradliwe chodniki nie stanęły na przeszkodzie, docierał szczęśliwy Gdynianin do "Cukierni Francuskiej", by zakosztować przepysznych pączków oferowanych przez ten "lokal wytwornie odnowiony w stylu amerykańskim".

Ciesząca się ogromną popularnością "Cukiernia" była "punktem zbornym inteligencji" i "miejscem spotkań całego niemal" gdyńskiego społeczeństwa. "Miły, sympatyczny i pełen przytulności lokal" po przeprowadzonym remoncie "przyodział się w nową i jeszcze bardziej piękną szatę".

Zaspokoiwszy swój pierwszy głód, Gdynianin stawał się bardziej skłonny do przeznaczenia pieniędzy na jakiś szczytny cel publiczny: i tak oto Gdyński Oddział Związku Księgowych w Polsce "przystąpił do zbierania składek na kupno samolotu dla Armii".

Oddział apelował do swych członków, "nawołując [ich] do składania ofiar na rzecz obrony granic Państwa".

Obronie granic państwa służyć miała też, nieustannie rozbudowywana i modernizowana, flota wojenna Rzeczpospolitej. We francuskim porcie Hawr, pod koniec listopada, odbyło się "spuszczenie na wodę nowego okrętu wojennego Rzeczypospolitej, stawiacza min, który otrzymał nazwę "Gryf".

Prace wykończeniowe na największym ówczesnym polskim okręcie bojowym zakończono 27 lutego 1938 roku, kiedy to podniesiono na nim polską banderę. Po wybuchu II wojny światowej "Gryf" wziął udział w nieudanej akcji stawiania min na Zatoce Gdańskiej, po czym rankiem 3 września 1939 r. został zatopiony przez niemieckie lotnictwo. "Gryf" był drugim polskim okrętem wojennym zbudowanym we francuskiej stoczni: w roku 1931 opuścił Hawr okręt podwodny ORP "Wilk".

Grudzień, podobnie jak obecnie, był tradycyjnym miesiącem przeróżnych jarmarków świątecznych: duży "światowy" kiermasz zorganizowano w ówczesnej stolicy województwa pomorskiego, Toruniu.

Tym zaś, którym do Torunia z Wybrzeża było za daleko, pozostawało - w kwestii prezentów - zasięgnąć rady Gwiazdora...



Źródło: "Gazeta Gdańska" nr 276 z 1 XII 1936 r. Skany pochodzą z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej.

Opinie (13) 1 zablokowana

  • Ale fajne ;-)

    • 15 0

  • Fajnie się czytało o śniegu :)

    • 8 0

  • Niecałe 3 lata później mieliśmy już inne problemy...

    • 11 0

  • Puder, śnieg tarzański.

    Tiaaa. I nosek biały :)

    • 15 0

  • Puder, śnieg tatrzański z dostawą (1)

    zamówili ostatnio pracownicy TVP Gdańsk.

    • 8 1

    • nie dali rady psychicznie wytrzymać piSSowskiej propagandy

      więc chcieli białym proszkiem poprawić sobie humor i tylko tyle, nie ma co igły robić widły

      • 1 0

  • A jeszcze

    20 listopada ""lasku przy ul. Heiligenbeunnerweg we Wrzeszczu" (dziś ul. Do Studzienki) znaleziono dojrzałe poziomki i maliny...", jak podaje Migawka z 21 listopada...

    • 2 0

  • bardzo przyjemna seria artykułów

    dziękujemy. W końcu coś na odprężenie i poprawę humoru, z nutką sentymentu. Tylko nie wycofujcie tej serii!

    • 14 0

  • i jednak Gwiazdor :) (3)

    tak więc był przed wojną Gwiazdor w Gdańsku :) Super! U nas nadal przychodzi Mikołaj 6.12, a Gwiazdor 24.12.

    • 4 0

    • Ciekawe

      są obyczaje i nazewnictwo, w zależności od rejonu Polski. Np. na Lubelszczyźnie 6 grudnia prezenty przynosi św. Mikołaj, a 24 grudnia - pod choinkę - Gwiazdka.

      • 1 0

    • do mnie przyłazi died maroz od wujka putlera (1)

      czemu szczerze kibicuje piSS

      • 0 2

      • Died Maroz

        ma czerwony nos nie z powodu mrozu. On wygląda na zwolennika Stolicznej. A tu i ówdzie z prezentem przychodzą Aniołki, w Italii - także - czarownica.

        • 1 1

  • Fajnie się tego czyta :)

    • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak w krzyżackim gdańsku nazywano różańce?

 

Najczęściej czytane